O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

wtorek, 20 marca 2007

Blues - bardziej wartość niż forma

Ostatnio miałem wstręt do komputera, ale powoli wracam do normalności, więc coś możecie przeczytać :)

Zmarł Jean Baudrillard… Kiedyś czytałem jego tekst i zanotowałem sobie:

Wszystkie formy stopniowo zdegradowały się, przyjmując postać wartości, tak jak różne formy energii degradują się w postaci ciepła. – s. 10, Rozmowy przed końcem, Warszawa 1997, Wydawnictwo Sic!

Pewnie ów filozof mógłby być zaskoczony, że pomyślałem o bluesie. Ale tak właśnie jest dla tych, którzy nie dbają o to, co jest bluesem, a są przekonani, że bluesa kochają. Zatem nie kształt muzyczny ich interesuje, ale wyobrażony obraz emocjonalny, wartość duchowa, którą utożsamiają z postawą bluesmana. Figura bluesmana na ogół krystalizuje się u nas w osobie Ryśka Riedla – życiowego tułacza, a przy tym romantyka, człowieka wewnętrznie rozdartego, który swój ból wyśpiewuje w muzyce, w śpiewanej formie. Riedel staje się postacią mityczną, Wojaczkiem i Morrisonem dla pokolenia lat 90. i następnych. Jego przydomek „skazanego na bluesa” paradoksalnie nadaje taki a nie inny kształt bluesowi. Blues = cierpienie, ucieczka, poszukiwanie sensu, pragnienie wolności, osamotnienie. I choć Riedel był typowym rockmanem, etykieta „skazanego na bluesa” wydaje się bardziej atrakcyjna, bo rock wiąże się z innymi wartościami: bunt, zabawa, szaleństwo, młodość (niedojrzałość).

Zatem wszystkie hipisowskie duszyczki, którym obcy jest skrajny wyraz buntu z grubsza ukształtowany jako forma metalu (w Polsce przynajmniej), lgną do muzy Dżemu zakorzenionej w latach 60. Za tym idzie Led Zeppelin, The Doors itp.

Czego tak naprawdę słuchają ludzie, którzy uparcie deklarują, że nie obchodzi ich, co jest bluesem, bo blues to muzyka, którą czują? To też jest przejaw traktowania bluesa jako pewnej wartości, a nie takiej a nie innej muzyki.

Czy istnieje jakaś charakterystyczna filozofia bluesa, postawa bluesowa wciąż obecna, żywa i wartościowa, ale odbiegająca od pseudomistycyzmu hipisujących poetów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz