O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

sobota, 31 października 2020

Playlista nr 4 – 06-10-2020

 

  1. Magda Piskorczyk – On the Hunt (Magda Live 2008)
  2. Kirsten Thien – Shoulda Been (Two Sides 2020)
  3. Kirsten Thien – Say It out Loud (Two Sides 2020)
  4. Kirsten Thien – I'd Rather Be Blind (Two Sides 2020)
  5. Johnny Iguana (John Primer – voc.) – Down In the Bottom (Johnny Iguana’s Chicago Spectacular 2020)
  6. Howlin’ Wolf – Down In the Bottom (Howlin’ Wolf “Rockin’ Chair Album, nagr. 1961)
  7. Wilson Pickett – Land of 1000 Dances (The Very Best of, nagr. 1966)
  8. Johnny Iguana  – Land Of Precisely Three Dances (Johnny Iguana’s Chicago Spectacular 2020)
  9. Johnny Iguana (Billy Boy Arnold – voc.) – Hot Dog Mama (Johnny Iguana’s Chicago Spectacular 2020)
  10. Big Bill Broonzy (with Joshua Altheimer) – Baby I Done Got Wise (I Feel So Good, nagr. 1939)
  11. Big Bill Broonzy (with Joshua Altheimer) – Just a Dream (I Feel So Good, nagr. 1939)
  12. Johnny Iguana (Philip-Michael Scales – voc.) – Lady Day and John Coltrane (Johnny Iguana’s Chicago Spectacular 2020)
  13. Billie Holiday – Billie’s Blues (Blue Billie, nagr. 1936)
  14. Gil Scott-Heron – Lady Day and John Coltrane (Pieces of a Man 1972)

 

Playlista nr 5 – 13-10-2020

 

  1. Ann Hampton Callaway – Swingin' Away The Blues (Blues In the Night 2006)
  2. Sonny Landreth – Beyond Borders (Blacktop Run 2020)
  3. Sonny Landreth – Somebody Gotta Make A Move (Blacktop Run 2020)
  4. Sonny Landreth – Don't Ask Me (Blacktop Run 2020)
  5. Kirk Whalum (Teresa James – voc.) – Drowning In The Sea of Love (In This Life 1995)
  6. Boozoo Chavis – I’m Still Blinkin’ (Down Home on Dog Hill 2002)
  7. Boozoo Chavis – Broke and Hungry (Down Home on Dog Hill 2002)
  8. Rubens Band – Piosenka bardzo optymistyczna (Chorzy na bluesa śpiewają utwory Sławka Wierzcholskiego 2004)
  9. Larry Garner – Rats and Roaches in my Kitchen (You Need a Live a Little 1994)
  10. Larry Garner – Nobody’s Special (You Need a Live a Little 1994)
  11. Silas Hogan – Dark Clouds Rollin’ (The Godfather. Louisiana Swam Blues vol. 6 1999)

 

Playlista nr 6 – 20-10-2020

 

  1. Terraplane  – Shadow of Doubt (demo 2004)
  2. Terraplane – Things About Comin’ My Way (demo 2004)
  3. Dennis Jones – Front Door Man (Soft, Hard & Loud 2020)
  4. Dennis Jones – I Love the Blues (Soft, Hard & Loud 2020)
  5. Dennis Jones – When I Wake Up (Soft, Hard & Loud 2020)
  6. William Shatner (Kirk Fletcher – g.) – I Can’t Quit You Baby (The Blues 2020)
  7. William Shatner (Ritchie Blackmore – g.) – The Thrill is Gone (The Blues 2020)
  8. William Shatner (Pat Travers – g.) – I Put a Spell On You (The Blues 2020)
  9. James Cotton, Billy Branch, Junior Wells, Carey Bell (wg kolejności partii wokalnych I solowych) – Down Home Blues (Harpattack! – 1990)
  10. James Cotton, Junior Wells, Billy Branch (wg kolejności partii wokalnych I solowych) – Little Car Blues (Harpattack! – 1990)
  11. Carey Bell (vocal and solo), Junior Wells (fills and second solo) – Down Home Blues (Harpattack! – 1990)

 

Playlista nr 7 – 27-10-2020

 

  1. Lisa Mann – It’s The Monkey Or Me (Old Lady EP 2020)
  2. Damian Luber – One Second (singiel 2020)
  3. Clarence Spady – Surrender (singiel 2020)
  4. Skylar Rogers – Like Fathers Like Daughter (singiel z Firebreather 2021)
  5. Kim Wilson – You’ve Been Goofin’ (Take Me Back 2020)
  6. Kim Wilson – Rumblin’ (Take Me Back 2020)
  7. Kim Wilson – Fine Little Woman (Take Me Back 2020)
  8. Kim Wilson – If It Ain’t Me (Take Me Back 2020)
  9. Jimmy Rogers – Rock This House (Ludella 1990)
  10. Jimmy Rogers – Gold Tailed Bird (Ludella 1990)
  11. Krishna Prasad (a/k/a Harry Manx) – Love Is My Home (Beloved One 2018)
  12. Krishna Prasad (a/k/a Harry Manx) – Love Is My Home (Beloved One 2018)

środa, 30 września 2020

Playlista nr 1 – 15-09-2020

 

  • 1.       Ronnie Earl – I Want To Shout About It (Peace of Mind 1990)
  • 2.       Magic Slim – Pretty Girls Everywhere (Live – On the Road Again 1990)
  • 3.       Albert Collins – Tired Man (Live In Japan 1984)
  • 4.       B. B. King – The Thrill is Gone (Live at Royal Albert Hall 2012)
  • 5.       B. B. King – Guess Who (Live at Royal Albert Hall 2012)
  • 6.       Dr. Blues & Jacek Jaguś – I’m Moving On (Tribute. W hołdzie królowi bluesa 2015)
  • 7.       Lightnin’ Hopkins – Mojo Hand (The Best of, rec. 1960)
  • 8.       Big Jay McNeely – Roadhouse Boogie/ Let It Roll (Live at Birdland 1957)
  • 9.       Charles Mingus – Hog Calling Blues (Oh Yeah 1961)

 

Playlista nr 2 – 22-09-2020

 

  • 1.       Gary Peacock – When Will The Blues Leave (When Will The Blues Leave 2019)
  • 2.       Stanley Clarke – School Days (School Days 1976)
  • 3.       Maceo Parker – What A Wonderful World (Schools In 2johnnyig005)
  • 4.       T-Bone Walker – When We Were Schoolmates (Jazz & Blues, nagr. 1970)
  • 5.       Buddy Guy – Going to School (The Complete Chess Recordings, nagr. 1967)
  • 6.       Sonny Boy Williamson – Good Morning Little School Girl (Blue Bird Blues, nagr. 1937)
  • 7.       Robert Lucas – Good Morning Little Schoolgirl (Luke & The Locomotives 1991)
  • 8.       AC/DC – Can I Sit Next To You Girl (High Voltage 1976)
  • 9.       Wynonie Harris – Good Moring Judge (Rockin’ The Blues, nagr. 1950)
  • 10.   Muddy Wates – She’s Nineteen Years Old (The Chess Box, nagr. 1958)

 

Playlista nr 3 – 29-09-2020

 

  • 1.       Sam Cockrell – Boom-Boom-Boom-Boom (I’m In The Business 2000)
  • 2.       William Clarke – Blowin’ The Family Jewels (Tip of the Top 1985)
  • 3.       J.J. Band – Good Day for The Blues (Good Day for the Blues)
  • 4.       Harpcore – I’d Rather Be Blind, Crippled and Crazy (Harpcore 2011)
  • 5.       Paul Orta / Peter Krause / Michael Maass – I Got to Go (Coolstep 2004)
  • 6.       John Mooney – Junco Partner (Dealing with The Devil 1997)
  • 7.       Son House – Death Letter (Father of The Delta Blues: The Complete 1965 Sessions, nagr. 1965)
  • 8.       R. L. Burnside – Georgia Women (Mr. Wizard 1997)
  • 9.       North Mississippi Allstars – Po’ Black Maddie (Shake Hands with Shorty 2001)
  • 10.   Sonny Landreth  – A World Away  (The Road We’re On 2003)
  • 11.   Lil’ Ed & The Blues Imperials – You Got to Stop (Get Wild! 1999)
  • 12.   Muddy Waters – Got My Mojo Working part 2 (Live at Newport, nagr. 1960)

 

Skrót „nagr.” przed datą to rok nagrania. Jeśli go nie ma, podany rok jest rokiem wydania albumu.

czwartek, 22 marca 2012

Shawn Starsky - album

Na żywo widziałem go dwukrotnie – po raz pierwszy w zespole Jasona Ricciego, po raz drugi ledwie kilka chwil temu u boku Otisa Taylora. Wiem, że potrafi zagrać niemal wszystko, czego sobie życzycie – rasowego bluesa, funky. Jak chce, to przydżezowi, jak jest potrzeba, jedzie w psychodelię. Proszę bardzo. Czyli co? Czyli mogę spodziewać się odważnego grania, misz-maszu stylistycznego. A guzik! Album jest dość tradycyjny, nawet zachowawczy. To zarzut? No zarzut, całkiem uzasadniony.
Zaraz, zaraz, a co byśmy powiedzieli, gdyby nagrał muzykę nawiązującą brzmieniowo, koncepcyjnie do Ricciego? E… Odcina kupony. A jeśli nagrał to, na co miał ochotę, zagrał, co mu w duszy gra, to co? Ba… Czapki z głów, bo tak naprawdę płynie pod prąd, wie, że może rozczarować, a mimo to podpisuje się pod tym projektem, taką a nie inną nadaje mu sygnaturę. Powtórzmy: artysta zaproponował taką muzykę, a nie inną, wiedząc, że my wiemy, co jako gitarzysta potrafi.

A co tu właściwie mamy? Niecałe czterdzieści minut grania, gdzie znajdziemy trochę bluesa jednoznacznie bluesowego (granego gdzieś między Teksasem, Kalifornią a Nowym Jorkiem), trochę rytmu funky, ale nie więcej niż choćby u Melvina Taylora. Jednym uchem po koncercie Otisa usłyszałem, jak Shawn, rozmawiając z fanem, nadmienił, że na płycie jest jazz. No… powiedzmy, że znajdziemy ze dwa takie numery, ale bez przesady, to nie dominanta. Shawn nie wykonuje tu żadnego standardu, nie gra cudzych kompozycji, co też potwierdza osobisty z wyboru charakter albumu. W dwóch nagraniach śpiewa jego żona (on w większości). Jest jeszcze jeden trudno wyrażalny atut jego muzyki. Otóż słychać tu hm… jakiś respekt gry na gitarze, słychać to w każdej nucie zagranej na gitarze. Nie wiem, czy tak jest, ale tak to odbieram. Shawn szanuje przekaz muzyczny, który kreuje gitarą, szanuje też słuchacza, jego gust i wyrobienie.

Czy jestem tą płytą rozczarowany? Wręcz przeciwnie, ona naprawdę mi się podoba (tzn. tu i teraz, w tej chwili, może jutro tam będzie zupełnie odwrotnie), ona bardzo mnie lubi (tak, nie pomyliłem, nie odwrotnie). Zresztą proszę bynajmniej nie traktować tego tekstu jak recenzji. Nadal nie wiem za bardzo, jaka jest ta płyta.

Właściwie ja i tak jestem zaskoczony, że Starky w pewnym sensie sprowokował mnie do odkurzenia pióra, mimo mego bluesowego detoksu. Keep bluesy

piątek, 28 maja 2010

42. WBN - echa koncertu

Na początek garść cytatów:

"Kosmiczny występ. Dawno nikt mnie tak dobrze nie zdewastował" – prywatny mail pół godziny po koncercie.

"Bardzo nam się podobał! Lubię takie energetyczne i emocjonalne koncerty, a Ricci raczej nie brał jeńców i wbrew Twoim prognozom pociągnął ponad 2,5 h..." – prywatny mail.

"Dla mnie to był po prostu świetny koncert. I zupełnie mi nie przeszkadzało,że można się było doszukać zarówno klimatów w stylu the Doors, psychodelii, rocka progresywnego, funku, soulu, fusion i czego tam jeszcze.Aha, i bluesa. Wirtuozeria dwóch frontmanów i zawodowstwo sekcji. Brawa także dla Hard Times za energetyczny set (też zresztą z fajnymi odjazdami w stronę np. Hot Club de France czy tria Mc Laughlin/Di Meola/De Lucia. Brawo Wiśnia i spółka!" – Single Malt, forum www.blues.com.pl - dokładnie tu

"Nie byłem jeszcze na takim niesamowitym koncercie - grali 2 i pół godziny, a wytwarzali taką energię od samego początku do końca, oczywiście z momentami lekkiego wyciszenia. Niezwykle szczere granie, widać, że oni żyją tą muzyką, zwłaszcza Jason, który przeżywa niemal każdy dźwięk". – Slawek Nowodworski - tamże

A teraz kolej na mnie. Proszę jednak nie spodziewać się relacji z koncertu. Po pierwsze, byłem zanadto w środku jako współorganizator, po drugie, jak już gdzieś wspomniałem, nie lubię pisać recenzji koncertów.

- Hard Times. Bardzo interesująca, odważna propozycja stylistyczna: mocny głos i korzenna harmonijka ustna lidera (Łukasz Wiśniewski), swobodna i daleka od bluesa z delty gitara akustyczna (Piotr Grząślewicz), swingujący, zasadniczy kontrabas (Piotr Górka) – doprawdy ekscytujące zderzenie muzycznych wrażliwości.

- Jason Ricci & New Blood. Na czym polega wyjątkowość tego zespołu? Najbardziej oczywistym elementem jest wirtuozeria lidera. Niebywała szybkość i trochę elektroniki, zabawy z barwą instrumentu. Wachlarz rozciągał się od czystej akustycznej barwy po przypominającą organy czy syntezatory.

Czytam i słucham różnych opinii na temat lidera i zespołu, toteż chciałbym poruszyć kilka wątków.



Jason & Shawn. fot. Zbyszek Jędrzejczyk


Zaskoczenie. Nie było i być raczej nie mogło. Niewielu artystów udostępnia swe koncerty w internecie (do darmowego ściągnięcia), niewielu ma tyle materiału na Youtube, a ponadto dobrze znałem trzy jego ostatnie płyty. Wiedziałem zatem, czego się spodziewać. Poza tym „zaskoczenie” w ogóle nie jest wartością, której oczekuję w muzyce (przynajmniej na koncercie). Muzyka ma mnie poruszyć, wzruszyć, uszczęśliwić. Odbieram ją chwilą i lubię się nią cieszyć.
Osobowość. Jason jest artystą niezwykłym. Słucha bardzo różnej muzyki i jego twórczość niezwykle naturalnie jest nią przesiąknięta. Subiektywnie dodam, że być może tak łatwo, bez oporów mnie przekonuje, bo koresponduje z moją własną wrażliwością muzyczną. Jason zaczynał od grania punkowo-rock’n’rollowego. Podczas koncertu wykonywał m.in. I turned into a Martian Glenna Danziga (z czasów The Misfits). Ach, słuchałem tego na podle przegranej kasecie, w ogóle nie znałem tytułów, ale szybko zorientowałem się, co jest grane. Na moje ucho jego śpiewanie przypomina właśnie „szkołę” gości typu Glenn czy Joey Ramone, wokalista The Ramones. Drugie skojarzenie to, powiedzmy, Curt Cobain – ten specyficzny łamiący się głos. A, zdaje się, muzykę Nirwany nazywano czasem neopunkiem lub przynajmniej wskazywano pokrewieństwo. Podobieństwo ma jeszcze jeden aspekt:
Ogień. Jeśli blues to muzyka emocji, jeśli to wypruwanie duszy z udręczonego ciała, obnażanie duszy, Jason jest ucieleśnieniem bluesa. Jest stuprocentowym autentykiem. Kiedy go słucham i widzę, wtedy czuję, że naprawdę przeżywa tę muzykę, daje z siebie wszystko i płonie. Coś go wypala wewnętrznie, coś go spala. Coś spaliło Cobaina. Jason żyje na pełnych obrotach, szuka (czego?) i ociera się o szaleństwo. To czarnowidztwo i absolutnie mu tego nie życzę, ale nie zdziwiłbym się, gdyby odszedł w zaświaty wcześniej niż zwykły śmiertelnik. Właśnie – zaświaty...
Okultyzm. Jason jest zafascynowany filozofią Aleistera Crowley’a. Miał nawet ze sobą jego książkę, którą zapewne czytał podczas lotu. Próbował mi objaśniać symbolikę liczb. Crowley jego zdaniem w 90% opierał się na kabale. Widać, że to Jasona naprawdę kręci. Ja zaś znów widzę w tym jakiś przejaw tego wewnętrznego ognia, jakiejś desperacji, poszukiwania sensu i naszego (szczególnie jego) miejsca tu, na ziemi.
Shawn Starski. Jego dziadek był Polakiem, ale on sam niestety nie zna już polskiego. Dla ojca na pamiątkę wziął polski banknot. Znakomity gitarzysta, o rozpiętości stylistycznej niemal dorównującej Jasonowi. Zapewne nie tak odjechany. Ale jakoś nie potrafię wskazać gitarzysty, który równie dobrze grałby partie rock’n’rollowe (np. I turned into a Martian), stylowo nawiązywać do klimatów t-bonowo guitarslimowych (Driftin’ Blues), by sięgać potem po zakręcone dźwięki prog-rockowe (nawiedziony, ezoteryczny Loving Eyes).

Kilka drobiazgów.

Płyty. Było niewiele, może trzydzieści, czterdzieści, z czego większość to zestaw kilku nagrań koncertowych, dość nieoficjalne wydawnictwo. Jason twierdził, że to wszystko przez niedobre linie lotnicze. Ogólnie dostępne są w zasadzie trzy albumy, zaś starsze właściwie przepadły. Jason twierdzi, że nie ma do nich nawet praw, a zresztą był wówczas jeszcze słaby wokalnie. Podobno czasem można zdobyć je na aukcjach (ceny pewnie kosmiczne).
Jason ma włoskie korzenie. Powiedziałem mu, że czasem nieco przypomina mi Steve’a Vai’a, a on że super i chętnie by z nim zagrał, czego życzę, bo lubię Steve’a.
Shawn wydaje pod koniec roku debiutancką płytę! Zapytałem go o T-Bone’a (takie moje zboczenie, bo gdy pytam polskich gitarzystów, to dobrze jest, jeśli w ogóle coś o nim słyszeli). Shawn: O, yes, I love him! T-Bone. The GREAT T-Bone Walker. ;)

Na ogół przed koncertem słucham tak dużo muzyki danego artysty, że potem muszę od niego odpocząć. Tymczasem we wtorek znów włączyłem Ricciego. O czym to świadczy?

Czy to był koncert roku? Za wcześnie, by krakać, ale stylistycznie w tej chwili wszystko inne, czego możemy się jeszcze spodziewać, wydaje mi się jakieś takie szare i zwykłe. Aj!

czwartek, 22 kwietnia 2010

Bluesowa gitara elektryczna - cz. 10

Tak, łatwo się mówi – już już, tuż tuż... A tu trzy tygodnie pękły i cisza w temacie ;). Czas nadrabiać zaległości. Zajrzyjmy zatem do ledwie powojennego Chicago. Tu w świecie bluesa jeszcze królowała wytwórnia Bluebird (podlabel „majorsa” Victor). Wprawdzie za chwilę nadejdzie jej zmierzch, ale póki co silna marka, wyrobiona w latach 30., trzyma się mocno. To tu nagrywał wspomniany Arthur Crudup, ale też Tampa Red, Big Maceo, Memphis Minnie czy Big Bill Broonzy. Istniało też coś, co określano mianem „Bluebird beat”. Człowiekiem za to odpowiedzialnym był Lester Melrose – producent i poszukiwacz talentów. Typowy skład zespołu chicagowskiego bluesa nie narodził się pod skrzydłami Chess, ale właśnie w czasach chwały Melrose’a – gitara, czasem dwie, harmonijka, pianino, bas, perkusja.
Jasne, interesuje nas gitara.

Podobno najpopularniejszym powojennym artystą Bluebird był harmonijkarz Sonny Boy Williamson I (naprawdę nazywał się John Lee Williamson, a rzymską jedynką oznacza się go dla odróżnienia od SBW II, czyli Rice’a Millera). Jemu to przypisuje się zasadniczą rolę w uczynieniu harmonijki instrumentem solowym w graniu zespołowym. Jego twórczość będzie dla nas dość wygodnym przykładem ówczesnej stylistyki chicagowskiej.

Jesteśmy w 1946 roku, tak? Nie mam wszystkich nagrań Sonny’ego Boy’a Williamsona, ale posłuchajmy fragmentów z 1945 roku, a potem 1946.




Sonny Boy Williamson I (Bill Sid Cox - gitara) – Elevator Woman - 2 lipca 1945 roku, Chicago (Eddie Boyd - pianino, Ransom Knowling)

Zdaje się, że w powyższym nagraniu mamy jeszcze gitarę akustyczną, w poniższym już elektryk.




Sonny Boy Williamson I (Willie Lacey - gitara) – Hoodoo Hoodoo - 6 sierpnia 1946 roku, Chicago (Blind John Davis - pianino, Ransom Knowling)

Wprawdzie zamieściłem tylko fragmenty, ale zapewniam, że nie znajdziemy tu w ogóle gitarowych partii solowych i całość utworu niewiele by nam pomogła. No i jak to brzmi w porównaniu z gitarą kalifornijską? Staromodnie?...
Ale – gdy przejdziemy do następnej kompozycji na płycie, to nie dość że rytm jest swingujący, że mamy tu klasyczny chicagowski kwintet, to jeszcze znajdziemy króciutką solówkę, którą gra... Big Bill Broonzy.





Sonny Boy Williamson I (Big Bill Broonzy - gitara) – Mellow Chick Swing - 28 marca 1947 roku, Chicago (Blind John Davis - pianino, Willie Dixon - bas, Charles Sanders - perkusja)

Zaskakujące, nieprawdaż? I jakże inne w porównaniu z tym Big Billem, którego znamy dziś. W tamtych czasach był najbardziej cenionym gitarzystą sesyjnym, zarazem muzykiem dość nowoczesnym, miejskim – zmiana marki na bluesmana folkowego przyszła później.
No i tak, tak, ten temat pięknie zinterpretował Sean Costello.

Oczywistym jest, że to Lester Melrose decydował, które kompozycje ujrzą światło dzienne, które nie. Jeśli możemy pokusić się o jakąś refleksję, to chyba ocenimy go jako człowieka dość konserwatywnego muzycznie – starał się oprzeć na tym brzmieniu, które przyniosło mu sukces , ale które wtedy już było powoli passé. Z drugiej strony miał oczy i uszy otwarte na gwałtowne zmiany, jakie wtedy następowały, i ostrożnie, z pewnym opóźnieniem starał się na nie reagować.
Agh... Znów nie było Muddy’ego, ale mamy już tło stylistyczne, w jakim się wówczas obracał.

sobota, 10 kwietnia 2010

Herb Ellis odszedł...

Witam!

W piątek dowiedziałem się, iż 28 marca zmarł znakomity gitarzysta Herb Ellis , muzyk niewątpliwie należący do świata jazzu, ale świetnie czuł bluesa i czesto po niego sięgał. Zastanawiałem się, czy nie zmienić programu audycji, by poświęcić mu więcej czasu. Po tragicznym sobotnim poranku, nie mam co do tego wątpliwości.
Zawsze w takich sytuacjach, jak śmierć muzyka, żałuję, że tak słabo go znam, że tak rzadko sięgałem po jego płyty. Herb miał niesamowitego czuja, bluesowy feeling, piękny ton, a przy tym jako jeden z pierwszych białych gitarzystów jazzowych tak chętnie sięgał do bluesa - a to były czasy, gdy jazzmani i szczególnie krytycy jazzowi patrzyli krzywym okiem na bluesa.
Tym większe dzięki Herb!
No a płyty z Dukiem Robillardem - od niego zaczęła się moja znajomość muzyki Herba. Lepiej późno niż wcale. Tak naprawdę to jednak chyba pierwsze płyty są najlepsze.

Cóż, posłuchajmy...

wtorek, 30 marca 2010

Bluesowa gitara elektryczna - cz. 9

A teraz pora na kolejnego gitarzystę, którego solowa kariera rozpoczęła się w zasadzie w 1948 roku, gdy hitem okazał się istrumentalny After Hours Blues. Jednak podobno pierwszy raz rejestrował materiał już w 1945 roku. Niestety nie natknąłem się na dokładniejsze informacje, a tym bardziej na owe nagranie.

Ale niełatwo się też dowiedzieć, że Pee Wee Crayton towarzyszył Ivory Joe Hunterowi rok później. Wprawdzie jego styl często opisuje się jako w prostej linii kontynuację ekspresji T-Bone’a, ale tu nie jest to tak oczywiste jak w nieco późniejszym okresie. Pee Wee pochodził z Teksasu, ale muzycznie związany jest mocniej z Los Angeles. Towarzyszył Hunterowi w 11 nagraniach z 1946 roku (brak dokładniejszej daty). Niestety podobnie jak w przypadku wielu innych gitarzystów jego rola była na ogół marginalizowana. Poniżej wyjątki: Boogie in the Basement i Tavern Swing.




Ivory Joe Hunter And His Band (Pee Wee Crayton - gitara) – Boogin' In The Basement - 1946 rok, San Francisco lub Oakland




Ivory Joe Hunter And His Band (Pee Wee Crayton - gitara) – Tavern Swing - 1946 rok, San Francisco lub Oakland

Ivory Joe Hunter zaczynał w latach 30. jako pianista boogie woogie, ale potem aspirował do stylistyki Charlesa Browna. Dlatego jego muzyka ciekawie oscyluje między tymi biegunami. Ivory nie jest pod tym względem wyjątkiem, przypomina to przecież nieco drogę modernizacji Lowella Fulsona, a podobna w charakterze będzie muzyka Amosa Milburna. No dobrze, proponuję teraz coś wolniejszego:




Ivory Joe Hunter And His Band (Pee Wee Crayton - gitara) – Bad Luck Blues - 1946 rok, San Francisco lub Oakland

Z pomocy Craytona skorzystał również znany nam już producent Bob Geddins. W tym samym roku bowiem poprosił gitarzystę o wsparcie śpiewaka Turnera Willisa (powiedzcie mi, proszę, z kim wokalnie on się kojarzy). Geddins celował w bluesie mocniej nawiązującym do przedwojennej, korzennej tradycji i taki charakter ma też ta kompozycja. Oto nieco inna twarz Craytona, którego jeszcze spotkamy niebawem.




Turner Willis (Pee Wee Crayton - gitara) – Re-Enlisted Blues - 1946 rok, Oakland

Crayton znakomicie wczuwa się w taki oldschoolowy (wówczas) klimat. Poza tym nietrudno nam zauważyć, że jego gra zawiera znacznie mniej wpływów ówczesnego jazzowego swingu, dlatego z powodzeniem możemy go zapisać do klubu, w którym już poznaliśmy Lowella Fulsona. Na dobrą sprawę powinniśmy poznać ich w odwrotnej kolejności, bo sam Fulson wymieniał Walkera i Craytona jednocześnie jako tych, od których się uczył.
Te ostatnie nagranie w przedziwny sposób kojarzy mi się z pierwszymi powojennymi nagraniami Muddy'ego Watersa. Już, już za chwilę. :)