O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

czwartek, 25 lutego 2010

Bluesowa gitara elektryczna - lata 40. - cz. 6

Zanim przejdziemy do dalszej historii bluesowej gitary, warto wspomnieć o pewnych rodzących się wówczas cechach stylów. Jak zauważyliśmy, nasza historia dzieje się w głównej mierze na zachodnim wybrzeżu czy - szerzej rzecz ujmując - między Kalifornią a Teksasem. Trzy czy cztery czynniki decydowały o różnicach stylistycznych bluesa z Teksasu i zachodniego wybrzeża:
• przesiąknięty bluesem jazz czy też po prostu mocno jazzowy blues z Kansas City (czasem można spotkać określenie big band blues), wymieńmy orkiestry Joe Turnera, Counta Bassiego czy Jay’a McShanna;
• balladowy blues (cocktail blues) Charlesa Browna;
• pianiści boogie-woogie;
• akustyczny tradycyjny blues.
Instrumenty dęte i intensywność, szorstkość rytmiczna odróżniały bluesa z Teksasu od bluesa z Kalifornii. To wszystko w dużym skrócie oczywiście.
Druga uwaga. Od 1946 roku daje się zauważyć wyraźny wpływ języka gitarowego T-Bone’a Walkera, który oczywiście wciąż nagrywał. Nie chciałbym jednak wciąż wracać do jego nagrań, dlatego jeśli jego styl nadal nie jest dla Was czytelny, zachęcam do posłuchania fragmentów nagrań w Internecie (oczywiście moim zdaniem każdy zainteresowany gitarą powinien mieć przynajmniej jeden album Walkera), choćby próbek z poszczególnych płyt czy utworów zamieszczanych na portalu youtube.
Poniżej proponuję tylko dwie sztandarowe (i standardowe) kompozycje Call It Stormy Monday i T-Bone Shuffle.





T-Bone Walker – Call It Stormy Monday - środek 1947 roku, Hollywood (Lloyd Glenn - fortepian)





T-Bone Walker – T-Bone Shuffle - 12 listopada 1947 roku, Los Angeles (George Orendorff - trąbka)

Tymczasem jesteśmy w 1946 roku. Poznajmy Lowella Fulsona. Przed wojną, w 1939 roku, wspierał na gitarze wokalistę Texas Aleksandra. Potrafił grać starego, tradycyjnego bluesa, nawiązując do Blind Lemona Jeffersona, ale i Lonniego Johnsona. Fulson pochodził z Oklahomy, ale przebywał w Oakland (stan Kalifornia) podczas służby wojskowej, trochę wówczas grał. W 1945 roku zakończył służbę, a w połowie 1946 roku tam powrócił. Próbował grać w klubach, ale ze względu na styl miał pewne problemy. Jak wspominał w rozmowie z Williem R. Collinsem (zob. California Soul), kiedy pojawiał się na scenie, muzycy schodzili, nie chcieli z nim grać, nie chcieli grać tradycyjnego bluesa, patrzyli na niego z góry. Dlatego musiał zmienić styl.
Pierwszych nagrań dokonał dla Boba Geddinsa, człowieka instytucji – producenta i kompozytora (dziś jego najpopularniejszym utworem jest Tin Pan Alley). Geddins twierdzi, że to on właśnie nauczył Fulsona kilku zagrywek, akordów T-Bone’a, zaś sam Fulson wymienia utwór Bobby Sox Blues, jako ten, który „wszystko zmienił” – wszyscy po nim chcieli grać jak T-Bone.
Zarówno Bobby Sox Blues, jak i pierwsze nagrania Fulsona ujrzały światło dzienne właśnie w 1946 roku. Niestety sam Fulson zdawał się nie pamiętać, które jego nagranie było tym pierwszym. Bob Geddins wymienia między innymi Crying Blues czy You’re Gonna Miss Me, z kolei Willie R. Collins twierdzi, że pierwszym było Black Widow Spider Blues – zarejestrowane miało by być już w czerwcu 1946. Posłuchajmy zatem obydwu utworów.




Lowell Fulson – Crying Blues (Crying Won't Make Me Stay) - 1946 rok, Oakland, Kalifornia (Eldridge McCarthy - pianino)




Lowell Fulson – Black Widow Spider Blues - 1946 rok, Oakland, Kalifornia (Rufus J. Russell - pianino)

Sądzę, że zgodzimy się bez oporów, że Fulson po prostu kopiował zagrywki Walkera. Co czyni go ciekawym i innym, to rodzaj fuzji: język gitarowy Walkera i relatywnie tradycyjny sposób aranżacji, teksańskie pianino i mniej swingujący rytm. No i nie ma tu instrumentów dętych. Zdecydowanie bardziej tradycyjny jest też śpiew Fulsona.
Nasz bohater poznał Walkera nieco później i był pod wrażeniem jego profesjonalizmu wykonawczego. „Ja po prostu grałem i śpiewałem, on – robił show”. Rzeczywiście występy Bone’a budziły niemałe emocje. Eddie Vinson, saksofonista bluesowy i jazzowy tak to wspominał: „T-Bone wychodził w swoim białym garniturze; z wielkimi diamentowymi sygnetami. Wychodził, robił na gitarze te swoje v-room, v-room i nawet nie kończył jednego kawałka, gdy zaczynały latać portfele”. Perkusista i bandleader Johnny Otis opowiadał: „Kiedy dochodził do finału, grał z gitarą na plecach, robiąc powoli szpagat, scena pokryta była bielizną [damską] i pieniędzmi”. Doprawdy trudno dziwić się zachwytowi Fulsona.
Posłuchajmy jeszcze fragmentu kompozycji 9:30 Shuffle, bo mamy tu już inny klimacik.




Lowell Fulson – 9:30 Shuffle - 1947 rok, Oakland, Kalifornia

Może się mylę, ale słyszę tu nuty, które później grał także Chuck Berry i rzesze gitarzystów teksańskich i kalifornijskich. :)
Dodajmy, że pierwsze większe hity Fulsona przyszły nieco później: Three O’Clock Blues (1948) nagrany potem przez B. B. Kinga podobnie jak Every Day I Have The Blues (1949). Dziś najbardziej znanym standardem Fulsona pozostaje Reconsider Baby z 1954 roku.
Lowell Fulson był jednym z pierwszych gitarzystów elektrycznych, którzy tak udanie i interesująco łączyli stare z nowym - tradycyjne, korzenne elementy bluesa z jego miejskim wyrafinowaniem. Choć dziś bardziej popularnymi pionierami i mistrzami tego połączenia są B. B. King (przede wszystkim) i z drugiej strony Muddy Waters. Fulson był też jednym z pierwszych, którzy coraz odważniej przekręcali gałki gitarowe, by ich brzmienie nabrało dzisiejszej drapieżności.

sobota, 6 lutego 2010

Bluesowa gitara elektryczna - lata 40. - cz. 5

No i czas przechodzić do roku 1946, w którym naprawdę zaczęło się dużo dziać. Ponieważ wyobrażam sobie, że zastanawiacie się, kiedy w końcu te Chicago, pomyślałem, że od niego zacznę. Pamiętam, że nagranie Arthura Crudupa That’s All Rright powstało w 1946 roku, więc sądziłem, że warto przypomnieć jego nazwisko. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zdaniem Colina Escotta (autora notki do płyty Crudupa) nasz bohater nagrywał na wzmocnionej elektrycznie gitarze już w 1942 roku! Pamiętamy, że to wtedy powstały pierwsze nagrania T-Bone’a z jego gitarą czy Saundersa Kinga. A zatem i Crudup należy do takich pionierów!

Posłuchajmy standardu Crudupa Mean Old ‘Frisco Blues:




Arthur Crupup – Mean Old 'Frisco Blues - 15 kwietnia 1942 roku, Chicago (Ransom Knowling - bas)

Hm… Być może to jest gitara elektryczna, ale nagranie brzmi jak prosty country blues. Zważywszy jakość techniczną, trudno jednoznacznie wyrokować. Od biedy fragment 1:00 – 1:15 możemy uznać za partię solową. Mimo to chyba wyraźna jest różnica w stylistyce, roli gitary, jak również umiejętności samych muzyków. Crudup nagrywał dla Lestera Melrose’a, który w tym czasie trzymał w garści w zasadzie całą chicagowską scenę. Jego wytwórnia nazywała się Bluebird. W ciągu kilku następnych lat styl Crudupa w zasadzie się nie zmienił, dlatego posłuchajmy wspomnianego wcześniej That’s All Right, a pominiemy nagrania z lat 44-45.




Arthur Crudup – That's All Right - 6 września 1946 roku, Chicago

Czy trzeba przypominać, że obydwa utwory stały się niezwykle popularne, gdy zabrał się za nie Elvis Presley?
Słuchając tych nagrań, łatwo zrozumieć, dlaczego Arthur Crudup nie jest wymieniany jako pionier gitary elektrycznej. Po prostu elektryfikacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, dokładnie tak samo grał na gitarze czysto akustycznej. Nie pokusił się o poszerzenie swoich możliwości wynikajacych z elektryfikacji. Zawsze był po prostu śpiewakiem z gitarą. Wielu z nich zresztą biło go na głowę, jeśli chodzi o umiejętności gitarowe.
Zadaję sobie pytanie, czy to przypadek, że w Chicago nie mieliśmy do tej pory żadnego gitarzysty w stylu Walkera, Johnnego Moore’a czy kogokolwiek, kto próbowałby grać rhythm’n’bluesa, wychodząc choćby od dokonań Charliego Christiana. Być może wiązało się to z napływem ludności z okolic Mississippi, którzy chętnie słyszeli „swoją” muzykę. Być może była to decyzja producentów.
Już za chwilę poznamy muzykę Muddy'ego Watersa. Ale - jeszcze chwilę poczekajmy. :)