O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

wtorek, 15 maja 2007

The Brooklyn Boogaloo Blowout - Kto spalił boczek?

Rumpty Dumpty

– o, ten numer mnie zabija! Pulchny, funkowy groove, a na nim płynie szorstko partia saksofonu – zalotna niczym wcięta maturzystka, z takim fantazyjnym błyskiem w oku. Do tego pyszny, krwisty hammondzik i czuję, jak bąbelki buzują mi w głowie.

bbb_who_burnt_the_bacon_1.jpgTen krążek zaraża radością. Gdybym miał dość odwagi, zabierałbym go na każdą balangę. Piękna introdukcja Tima Luntzela na basie w Ode To Biblie Joe poprzedza śpiewającego hammonda. Gitara mocno siedzi w latach 70. Saksofonista Chris Cheek wznosi się na wyżyny. Calypso Boogaloo – to mógłby być bestseller w każdej nieco ambitniejszej rozgłośni pop. Trochę musiałem się przekonywać do niego, ale teraz go lubię. W Fallout znów temperatura jest diablo wysoka, jak na soul jazzowy numer przystało.

Album w zasadniczej mierze jest po prostu żywcem przeniesiony z okresu panowania soul jazzu. Brzmienie dalekie jest od klinicznej doskonałości telarcowych produkcji Jimmiego McGriffa. Chłopaki zachowali nawet schematyczną, brutalnie dwutorową stereofonię z tamtych czasów. Tyle, że nie mogę sobie przypomnieć, aż tak czadowych płyt ze wspomnianej epoki.

Mam jeden poważny żal. Dlaczego Rumpty Dumpty Pt. 2 jest ograniczony zaledwie do motywu?? Ha, Day and Night. No i któż tu śpiewa? Kto to El Mad Mo? Tak naprawdę ma na imię Norah – tylko tyle powiem. Conjunction Mars – odważę się powiedzieć, że ten numer jest seksowniejszy od oryginału Melvina Sparksa, zresztą jednego z ulubionych gitarzystów Tima. Na gitarze opętańczy riff gra Steve Walsh.

Dochodzimy do rozedrganego spoconego Soul Drums – tak, perkusja tu rządzi, ale wespół z saksofonem. W finale otrzymujemy najdłuższy ośmiominutowy funky balet. Jest nieco wolniejszy, dzięki temu nabiera niezwykłego transowego nerwu. Zabawa na całego.

O rany! Dlaczego takie płyty wychodzą tak rzadko? Przecież to hit!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz