Natknięcie się w prasie codziennej na termin „blues” to przeżycie zgoła elektryzujące. Toteż łapczywie czytam każde słowo w tego rodzaju tekście. W „Dzienniku” z 20 lipca zamieszczono rozmowę z Johnem Mayallem pt. Blues jest odporny na zmiany. Kiedy czytam takie wypowiedzi, przypomina mi się popularna bujda o człowieku, który napił się z pewnego źródełka i skamieniał. Obawiam się, że blues czknął nieco z tego źródełka, a przynajmniej wielu go na siłę chce nim napoić. Z drugiej strony w pewnym wieku dość zatwardziały konserwatyzm jest zrozumiały. Tak samo miał Nalepa.
Prowadzący rozmowę Michał Mendyk pyta Mayalla o Freddiego Kinga. Mayall odrzekł na to: Freddie King był najwybitniejszym gitarzystą i wokalistą w historii bluesa. Umarł ponad trzy dekady temu, a miejsce króla zajął po nim B. B. King. Jak to po nim?! Pierwsze hity FK miał w 1961, a B. B. na początku lat 50. Coś tu jest pomieszane!
Garść innych ciekawych cytatów:
Moim zdaniem czarna muzyka stanowi jedyny wkład Ameryki w światowe dziedzictwo kulturowe. Tymczasem pod koniec wywiadu pojawia się opinia o hip-hopie: Jest agresywny, nudny i zwyczajnie monotonny. Czyżby Mayall nie wiedział, że hip-hop to też czarna muzyka?..
Ku mej radości Michał Mendyk spytał o Chrisa Thomasa Kinga, Harry’ego Manxa i Corey’a Harrisa (czyżby słuchał FTB? – raczej zajrzał do Wikipedii, gdzie zresztą edytowałem hasło „blues”, dlatego jest tam m.in. Manx czy Harris). Mayall odpowiada: Nie przepadam za tego rodzaju hybrydami i nie sądzę, by miały one decydujący wpływ na oblicze bluesa w nadchodzących dziesięcioleciach. Blues to muzyka rdzennie amerykańska i próby powiązania go z innymi tradycjami są skazane na porażkę. – po czym jako najciekawszych wymienia Erica Steckela (młodzieniec perfekcyjnie odgrywający Vaughana i nic poza tym) i niczym nie wyróżniającego się Buddy’ego Whittingtona… Może pozostawię to bez komentarza. Mówiłem o tym w ostatniej audycji i wystarczy.
Ach! Jeszcze jedno; opis płyty Dwójki (II) Led Zeppelin: Jimmy Page poznał Mayalla tylko jako gitarzysta sesyjny. Ten zdążył go zarazić bluesowym bakcylem. W 1968 roku powstał Led Zeppelin i tak narodził się heavy metal. Ha! Jakie to proste.
A na forum blues.com.pl Rzeszot napisał: Gdybym miał porównać dwa koncerty, na których ostatnio byłem, MoFo oraz John Mayall, to muszę powiedzieć, że MoFo był zdecydowanie lepszy, zdecydowanie – nie mogło być inaczej, nie mogło. ;)
W tymże samym numerze „Dziennika” znalazłem recenzję powieści „Cukiereczki” autorstwa chińskiej pisarki Mian Mian. Recenzję zatytułowano „Chiński blues” . Nie powiem, żebym się naprawdę spodziewał opowieści o chińskim zespole, który próbował grać bluesa. Wiedziałem, że chodzi o ten rodzaj bluesa, który jest równoważnikiem koloru błękitnego i stoi w parze ze słowami typu pustka, glątwa (moje ulubione), samotność i takie tam. Muzycznie zupełnie mylny termin, ale w dyskursie ogólnym niech będzie.
Jest tam jedno zdanie godne zacytowania: Chropowata melodyjność tej znakomicie napisanej prozy powoduje, że można porównać ją do piosenki – trochę bluesowej, trochę rock’n’rollowej, zawsze jednakowo poruszającej i osobliwie poetyckiej – prawda, że urocze? Napisała to pani Patrycja Pustkowiak. Lubię ją. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz