O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

wtorek, 16 października 2007

David Jacobs-Strain - w duchu Otisa Taylora

Robiąc porządki w bluesowych notatkach, trafiłem na info o płycie Davida Jacobsa-Straina. Pamiętałem tylko tyle, że album wzbudził mą ciekawość, ale później o nim zapomniałem. Stwierdziłem, że nim wyrzucę notkę, trzeba to jeszcze raz sprawdzić. No tak, gość nagrywa temat Otisa Taylora, R. L. Burnside’a i gra akustycznie.djs_sotwb.jpg A ja ostatnio znów mam niejaki głód akustycznego brzmienia. Te fragmenty, które przesłuchałem, zapowiadały całkiem niezły materiał. Poprosiłem Piotrka, by Jacobsa dla mnie kupił. Po kilku dniach płyta była w moich rękach. Zapytałem Piotrka: „No i jak? Słuchałeś?”. Uśmiechnął się: „Tak, podoba mi się. Tylko, wiesz, to jest Otis Taylor”. „No tak, ale DJS jest akustyczny” – żachnąłem się. Jednak gdy potem słuchałem, długo nie mogłem oprzeć się sugestywnej opinii kumpla. Tak, duch Otisa jest tu wyraźnie obecny i to celowo: ten sam producent – Kenny Passarelli, ta sama wytwórnia, wreszcie tematy Taylora i jego osoba wymieniona wśród mentorów.

Jednak David na szczęście nie jest tylko wiernym imitatorem. Przede wszystkim znakomicie opanował instrument, gitarę akustyczną, technikę slide, fingerpicking. Jego utwory nawiedza często duch Blind Williego Johnsona, szczególnie oczywiste jest to w pięknej etiudzie Poor Boy/Nobody’s Fault, ale i w Dark Horse Blues czy Wild Bill Jones. Mroczna i nieco frenetyczna atmosfera działa równie wciągająco, co twórczość Taylora. Musiałem się nieco przyzwyczaić do śpiewu Davida – to jeszcze młody chłopak i to trochę słychać, ale głos ma znakomity, przy odrobinie wyobraźni można go uznać za opętany. Atmosferę pomagają tworzyć Peter Joseph Burtt, który gra na niecodziennych etnicznych instrumentach: kora, elektryczna tamboura, mbira, cajon, djembe. Żałuję, że tak długo pomijałem ten album, ale cieszę się, że jednak go nie zlekceważyłem. Nowe muzyczne doznanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz