O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

środa, 13 stycznia 2010

Bluesowa gitara elektryczna - lata 40. - cz. 2

Po pierwszym poście Paweł Szymański zapytał mnie, czy wiem coś o Chucku Richardsonie. Chuck dał kilka lekcji T-Bone’owi. Trudno jednak orzec, jaki miał rzeczywisty wpływ na naszego artystę, bowiem nie pozostawił po sobie żadnych nagrań i generalnie jest enigmatyczną figurą. Prawdopodobnie przyczynił się do rozwoju gry akordowej Walkera. Częstsze granie akordami, a nie tylko prowadzenie linii melodycznej, to jedna z cech, która odróżnia Walkera od Christiana. Choć na moje ucho najważniejsze jest po prostu inne tworzenie linii melodycznych, podciąganie strun, intensywniejszy groove, więcej bluesowego oddechu, przerwy między frazami, perfekcyjny timing. Co do owych „akordów” to zerknijcie na lekcję stylu T-Bone’a – opowiada Michael Williams.
Trzeba dodać, że nagrania z 1942 roku nie odbiły się jeszcze szerokim echem w światku muzycznym. Dodatkowo „rewolucję” powstrzymywała II wojna św., związane z nią ograniczenia szelaku (wykorzystywanego do produkcji płyt) i tzw. ban Petrillo, szefa Amerykańskiej Federacji Muzyków.
Po raz kolejny Walker zarejestrował swą muzykę prawdopodobnie w grudniu 1944 roku. Powstał wtedy Low Down Dirty Shame. Ku memu zdziwieniu brawa na końcu sugerują, że to nagranie live. Do posłuchania poniżej.


T-Bone Walker with Marl Young and His Orchestra - Low Down Dirty Shame - prawdopodobnie grudzień 1944 roku
Jak słychać, brzmienie jest tu bardziej zelektryfikowane, no i gitarzysta gra akordami. Miał też za sobą duży skład, niestety nieznany. Znacząca sesja jednak miała miejsce kilka miesięcy później. Nie ma sensu, bym prezentował tu wszystkie utwory, posłuchajmy jednak fragmentów Sail On Boogie i T-Bone Boogie – to pierwsze „szybkie” bluesy Walkera.




T-Bone Walker with Marl Young and His Orchestra - Sail On Boogie - 1945 rok (prawdopodobnie maj),Chicago,





T-Bone Walker with Marl Young and His Orchestra - T-Bone Boogie - 1945 rok (prawdopodobnie maj),Chicago,

Jak to brzmi i „gada” – charakterystyczne pasaże triolowe, podciągi, czasem również dwóch strun, doskonałe porozumienie z sekcją dętą (czas 2:36-3:00). Wyjątkowo przytoczę fragment z książki Chrisa Gilla „Legendy gitary” (Atena 1997) dotyczący stylu Walkera:
W swojej grze z dobrym efektem wykorzystywał podciąganie strun i wybrzmienie pojedynczych dźwięków. Czasami w trakcie wykonywania partii solowych podciągał całe akordy zmniejszone. Styl gry partii rytmicznych Walkera zdecydowanie kontrastował z grą innych gitarzystów występujących w tym czasie [znaczy którym? – ST]. T-Bone odrzucił typową dla bluesa dwunastotaktową triadę I-IV-V. Preferował bardziej wyrafinowaną i różnorodną progresję akordów. Czasami grał akordy nonowe. Chromatyczne pochody i transponowane o pół tonu w dół akordy nonowe były charakterystycznymi elementami jego gry rytmicznej.
Uff. Nieco to muzykologiczne. ;) Dodam jeszcze, że Walker używał wtedy gitary Gibson ES-250.

Walker związany generalnie z Teksasem i Zachodnim Wybrzeżem wówczas (1944-45) był gwiazdą Chicago i tam dla wytwórni Rhumboogie zarejestrował te nagrania. Zabawne?
Cóż, wygląda na to, że ta część to historia T-Bone'a. Tak wyszło. Nie chciałbym pisać jej po raz drugi, zainteresowanych zapraszam do lektury magazynu "Twój Blues", gdzie swego czasu taką historię zamieściłem.
Oprócz Sail On Boogie jednym z pierwszych hitów Walkera była kompozycja D. Williamsa Bobby Sox Baby - inny, nieco balladowy klimat i piękna gra T-Bone'a. Ten numer wspominał Lowell Fulson. Poniżej fragment.


T-Bone Walker with Jack McVea's All Stars - Bobby Sox Baby - wrzesień 1946 rok, Los Angeles

Sądzę, że w głowach czytelników rodzi się pytanie. Czy rzeczywiście T-Bone był aż takim pionierem, czy na początku nikogo nie było oprócz niego? Czy to nie bezkrytyczne uwielbienie autora każe mu tak widzieć historię bluesa?..
Postaram się rzucić nieco światła na te zasadne pytania w następnym wpisie.

5 komentarzy:

  1. To mi się podoba. Tego Walkera rzeczywiście dobrze się słucha. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie napisane i i dobrane kawalki. Mnie zastanawia jedna kwestia. Oczywiste jest ze Walker zwiazany jest z Teksasem ale nie rozumiem dlaczego czesto gdy mowa o bluesie teksanskim Walker wymieniany jest jako jeden z tworcow tego stylu. Przeciez to inna bajka...

    OdpowiedzUsuń
  3. A kogo w takim razie wskazałbyś jako współtwórcę teksańskiego bluesa? Kto dobrze pasuje do Teksasu?

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm... moim zdaniem, wspolczesne brzmienie bluesa teksańskiego w glownej mierze uksztaltowali tacy muzycy jak: Lightnin Hopkins, Freddie King czy Albert Collins. To wydarzylo sie w latach 60-tych XX wieku.

    Oczywiscie, gdyby siegac bardzo gleboko korzenie siegną T-Bone'a ale mysle to co dzis rozumiemy jako blues teksanski zostalo wspoltworzone przez m.in. muzykow, o ktorych wspomnialem a takze mysle wielu innych, co do ktorych wole sie jnie wypowiadac bo niezbyt dobrze znam ich tworczosc.
    Tak mi sie wydaje ale niekoniecznie jest to absolutna prawda :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Jest w tym trochę racji, ale z drugiej strony naprawdę Hopkins jest dla ciebie bardziej teksański niż T-Bone? Np. Zuzu Bollin to też Teksas, a zobacz, ile tam Walkera. Albo u Roya Gainesa. Gdzieś też zetknąłem się z klasyfikacją Freddiego Kinga jako muzyka chicagowskiego.
    OK. Trochę w nawiązaniu do naszej rozmowy zamieściłem następny post. :)
    Pozdrawiam Sław

    OdpowiedzUsuń