O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

niedziela, 24 stycznia 2010

Bluesowa gitara elektryczna - lata 40. - cz. 3

Historia gitary cz. 3

Na początku lat 40. gitara elektryczna coraz częściej pojawiała się w składach zespołów bluesowych czy rhythm’n’bluesowych (termin wprowadzono dopiero w 1949 roku). Nas jednak interesują nagrania, które wyznaczały kierunek rozwoju, i gitarzyści, którzy mieli coś swojego do powiedzenia. Przeglądając nagrania z tamtych czasów, można natknąć się na muzyków, którzy potem zniknęli w zakamarkach historii. Kiedy zajrzałem do kompilacji Big Joe Turnera, dostrzegłem, że akompaniował mu Lawrence Lucie (1939), Freddie Green, gitarzysta Counta Basie’go, który głównie ograniczał się do funkcji rytmicznej (1940), John Collins (1940) czy Al Hendrickson (1942). Tych gitarzystów - z wyjątkiem ostatniego - niestety właściwie nie słychać, być może grali na instrumentach akustycznych i wymieniono ich kurtuazyjnie.
Wprawdzie trzymamy się bluesa, jednak nie oprę się chęci zamieszczenia fragmentu utworu, gdzie długie solo na gitarze gra Les Paul. Mamy rok 1944, a całe nagranie trwa ponad 10 minut. Poniżej tylko solo gitarowe. Nagranie pt. Blues.



Illinois Jacquet i Jazz at The Philharmonic, Les Paul gitara – Blues - 2 lipca 1944 roku, Hollywood

No i? Oczywiście to szkoła Christiana, ale jakby bardziej bluesowo zagrana. Proszę zwrócić uwagę na intenstywne wibrato - ani Johnny Moore, ani T-Bone Walker nie używali wówczas tego środka wyrazu, dziś jednoznacznie kojarzonego z bluesem. Dodam, że nie spotkałem się z nazwiskiem Lesa Paula wymienianym przez gitarzystów bluesowych jako inspiracja, choć może szkoda. Podobnie rzecz ma się z innym gigantem gitary jazzowej, Django Reinhardtem, który miał wpływ na styl Lesa Paula i… B. B. Kinga.

Teraz przejdźmy do pana, z którym los nie obszedł się zbyt łaskawie, być może za karę. Ten pan to Johnny Moore. Dziś nawet w najpopularniejszej bazie muzycznej allmusic.com nie znajdziecie jego biografii. Jego nazwisko wiąże się ściśle z twórczością Charlesa Browna, choć to Brown zaczynał pod jego skrzydłami. Bratem Johnnego był Oscar Moore, gitarzysta Nat King Cole’a. Johnny wpadł na pomysł, by stworzyć zespół, który będzie bardziej czarnym (czyli bardziej bluesowym) odpowiednikiem tria Nat King Cole’a. Potrzebował wokalisty i znalazł – Charlesa Browna. Występowali jako Johnny Moore’s Three Blazers. Zazwyczaj wokalistę traktujemy jako lidera, toteż Charlesa czasem nazywano Johnny’m, co nie było mu w smak. Johnny chciał Charlesa trochę trzymać w cieniu i nawet jego kompozycje podpisywał swoim nazwiskiem (m.in. Merry Christmas Baby). To było przyczyną zerwania współpracy i pewnie nie przypadkiem pierwszy singiel Browna po „rozwodzie” nosił tytuł Get Yourself Another Fool (Znajdź sobie innego głupka). Kara, o której wspomniałem, to zapomnienie i fakt, że jego pierwszych nagrań musimy szukać właśnie pod nazwiskiem Charlesa Browna.
Muzyka Moore’a to jeden z pierwszych przykładów przechodzenia do grania coraz bardziej bluesowego, choć punktem odniesienia jest wciąż wyraźnie Christian.
Poniżej fragment prawdopodobnie pierwszego nagrania Johnny Moore’s Three Blazers o dziwnym tytule.



Johnny Moore’s Three Blazers – Fugue in C Major - 1944 rok, Los Angeles

Trudno te nagranie uznać za bluesowe. Co ważne, gra tu również Oscar Moore, więc mamy chyba jeden z pierwszych przykładów wykorzystania dwóch gitar w nagraniach. Niełatwo powiedzieć, który z panów gra w którym momencie. Johnny jest bardziej bluesowy i gra więcej niskich dźwięków, zaś Oscar preferuje wyższe rejestry.
Możemy z dużą dozą pewności stwierdzić, że Johnny Moore i jego zespół stworzyli styl zwany czasem cocktail blues – jazzująco-balladowy, doskonały jako tło do bardziej wykwintnych lokali, wciąż jednak dość czarny i bluesowy, byśmy nie mieli oporów z nazwaniem go bluesem, tym bardziej że kult szorstkiego bluesa z Chicago to wciąż przyszłość. Jesteśmy na zachodnim wybrzeżu, w Los Angeles, dziś zaliczamy muzykę Charlesa Browna po prostu do west coast bluesa (bluesa z zachodniego wybrzeża). Na przekór wizerunkowi chłodnego balladowego grania proponuję fragment zatytułowany celnie Johnny’s Boogie (Charles Brown oczywiście gra na fortepianie). Proszę zwrócić też uwagę na grane unisono partie gitary i fortepianu – początek drugiej minuty.




Johnny Moore’s Three Blazers – Johnny’s Boogie - marzec 1945 rok, Los Angeles,


Pierwszym wielkim hitem Johnnego i Charlesa był Driftin’ Blues nagrany wg danych bibliograficznych w 1945, choć hitem był w 1946 roku. To prawdziwy bluesior i dziś oczywiście standard.



Johnny Moore’s Three Blazers – Driftin’ Blues - 11 sierpnia 1945 rok, Los Angeles

W tym samym roku (nie znam precyzyjnej daty) zespół Johnnego wspierał Ivory Joe Huntera w nagraniu Blues at Sunrise, który również okazał się hitem.
Sądzę, że jeśli chodzi o nagrania, mamy już na razie całkiem dobry ogląd. Jedyną dziś dostępną kompilacją Johnnego jest zbiór nagrań z lat 1949-1950. Tam też krótki esej napisał Billy Vera, który porównuje ważność nagrań Johnnego i Oscara Moore’a do Christiana i Walkera. Jednak niełatwo wskazać gitarzystów z kręgu bluesa, którzy powoływaliby się na nazwisko Johnnego Moore’a jako tego najważniejszego, zaś ja więcej podobieństw do stylu Johnnego znajduję u gitarzystów w rodzaju Kennego Burrella czy Barney'a Kessela. Natomiast jeśli chodzi o tworzenie się komba bluesowego i jego popularność, rola Moore’a na pewno jest bardzo znacząca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz