Niewielu jest gitarzystów, którzy opanowali różne odcienie bluesa w takim stopniu jak Duke Robillard. Tym bardziej że artysta z premedytacją sięga do obszarów rzadko odwiedzanych, zapoznanych lub dla innych niebezpiecznych. Ledwie kilku instrumentalistów odnajduje się zarówno w specyficznym groovie T-Bone’a Walkera (Treat Me So Lowdown), bombastycznym funku (Six Inch Heels), jak i onirycznych kompozycjach Toma Waitsa (Low Side Of The Road). Ale punktem odniesienia przez cały czas jest głęboki blues. Na dwóch krążkach gitarzysta zebrał własne kompozycje i garść pomysłów jego muzycznych braci.
Robillard jest otwartym, serdecznym człowiekiem, który dzieli się pasją nie tylko jako muzyk, ale również gawędziarz. Toteż każdy utwór opatrzył komentarzem. I znów – zadziwiająca jest ilość gitar, których używa: Telecaster, Galanti, Epiphone, Gibson 335, Gibson Les Paul 58, Grestch, Airline… Na szczęście muzyka nie jest zdominowana brzmieniem gitary. Dzięki temu otrzymujemy wysmakowane, więcej niż solidne (115 minut), spektrum bluesowych klimatów z najwyższej półki. Tym bardziej cieszyć się można, że pod koniec marca mistrz wystąpi w Polsce na dwóch koncertach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz