O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

niedziela, 2 września 2007

James Hinkle - stylowy miszmasz

Weźmy Love From a Fool! Czyż ten numer nie jest rewelacyjny?! Otwiera go gitarowy riff zdeptany szorstkim wrzaskiem saksofonu i mocna maszyna w sosie a la Blues Brothers rzuca pod nogi pełne garście radości. Aż chce się skakać – nie ma że inaczej. A jak solo na klawiszach gra Robert Cadwallader, to jakże jest słonecznie. A po palcach depcze mu Johnny Reno ze swoim seksownym rhythm’n’bluesowym solem saksofonowym. Nie wiem, czemu recenzent „Blues Revue” tak narzeka na głos Jamesa. Mi on pasuje. Może nie jest Bobbym Blandem czy Delbertem McClintonem, ale dobrze się go słucha. Porównałbym jego przyjemny śpiew do aksamitu Kena Saydaka. Owszem, James ma ograniczoną skalę, ale nigdy nie popełnia faux pas. Mam włączony w odtwarzaczu tryb shuffle, więc utwory lecą w innym porządku. Teraz słyszę funkowy Ain’t Gonna Make That Call. Szlachetne jazzujące gitarowe solo – nie powstydziłby się go Duke Robillard – zapewniam. Do tego kolorowy hammond i intensywny groove na pięć…

 

James Hinkle Blues Now Jazz LaterOstatnio niewiele rzeczy podoba mi się od deski do deski, ale to, co zrobił Hinkle, podchodzi mi w stu procentach. East Dallas Dagger – taki akustyczny kawałek. Gitarzyści, którzy siedzą w elektrycznym graniu, na ogół nie robią perełek akustycznych – tak jest i tym razem, ale temat pozytywnie buja, jak klasyczne numery Jimmiego Reeda, a to już dużo. A teraz dostojny bluesior zatytułowany Brother Love. Mistrzem takich form jest… Toscho Todorovic z Blues Company. Fani mrocznych, księżycowych bluesów Nalepy też mogą być uwiedzeni. Ja jestem. Tak w ogóle to James kupił mnie już pierwszym rasowym shuffle Track You Down – tam są takie fajne uderzenia gitarki, tyle powietrza, oddechu, że Matko Boska! Do tej samej rodziny należy nieco bardziej funky Things Change.

 

Płyta Blues Now Jazz Later to niezły miszmasz stylów, bo na przykład Minor Mule to bardzo zgrabny swing z lat 30. z figlarną partią na pianinie. Ale James też nie próżnuje. Och, to znakomity gitarzysta, bez dwóch zdań. Z kolei That’s Was Then znów mocno jazzujący – brzmienie Barney’a Kessela i śpiew z zacięciem Nat King Cole’a. Mocno zadziwił mnie temat zydeco Say It To Me One More Time. James śpiewa tu troszkę w manierze swamp bluesowej (Slim Harpo, Lightnin’ Slim). Tymczasem I Hear Stories to może najbardziej klasyczny chicagowski blues, gdzie głos lidera przypomina barwą Eddiego C. Campbella – wiem, że to dziwaczne skojarzenie, ale naprawdę tak jest. Ain’t Looking Back No More – kurcze, jaki zajefajny rock’n’rollik. Oj, polscy fani bluesa nie lubią takiego grania, przecież za dużo tu jest szczęścia, za dużo jaja, za-zbyt-niepoważne, matko, do remizy z tym! A ja uwielbiam, fiu! Jeszcze tylko wspomnę burrellowski Bopped In The Mouth. Basior plumka jak lubię. To na zrazie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz