O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

piątek, 15 lutego 2008

Darrell Nulisch - bezpretensjonalność

Darrell Nulisch napisał: Od dawna chciałem zrobić prawdziwie bluesowy album . Po ostatniej wiosennej europejskiej trasie w kwartecie stwierdziliśmy, że już czas. Jeśli był jakiś koncept co do tej płyty, to założenie, by nagrać materiał jakby to był koncert, 100% live. Starać się grać prostolinijnie, szczerze, tworzyć odpowiednie wibracje i przede wszystkim mieć zabawę. No i muszę przyznać, że im się udało. Przede wszystkim album jest bezpretensjonalny. Ogólnie w muzyce, a nawet w bluesie, bezpretensjonalność jest grubo niedocenioną wartością. Cóż, jest to coś, czego się nie zauważa, bo w pewnym sensie album jest taki a nie inny, gdy czegoś brak – bufonady, pustej wirtuozerii, przekombinowania aranżacyjnego, silenia się na oryginalność, ale też nachalnego imitatorstwa, nieporadności, kiepskiego brzmienia. U Nulischa wszystko jest rzetelne, zawodowe, zwarte, ale też pełne radości, obecnego w powietrzu natchnienia, dogłębnej znajomości rzeczy, dojrzałości muzycznej.

dn_gbtd.jpgKiedy szukam na szybko jakiegoś kawałka do audycji, nic mi nie pasuje, bo nic nie zaczepia ucha. Kiedy słucham spokojnie, zdecydować się również trudno, bo wszystko smakuje doskonale.

Akurat jestem przy ostatnim numerze Goin’ Back To Dallas – muzycznie jesteśmy w najlepszym okresie Chicago. Dużo tu pianina, więc jakbym słuchał nagrań Spanna.

No, ale wybiorę pewnie Straight’n Up – kompozycję Darrella. Właśnie serduszko mi pyka w rytm perfekcyjnie pracującej perkusji. Troszkę czuję tu ducha Howlin’ Wolfa, czasem wokalista charakterystycznie zabarwia swój głos. Właściwie po raz pierwszy słyszę go tak często w roli harmonijkarza. Ma korzenny sound! Kiedy się pomyśli, że często grał z rozbudowaną sekcją dętą, soulowo-bluesowe klimaty, ta korzenność jest tym bardziej zadziwiająca.

Muszę też wyrazić podziw dla stylowej gry gitarzysty Jona Muellera – co za zwięzłość, oszczędność, co za fraza, co za brzmienie. Hm… klasa!

Bardzo dobry album, który wsiąka w człowieka jak w gąbkę, ale tylko wtedy, gdy naprawdę się go słucha.

No i luz, luz, luz – kolejna wartość, która dla niektórych jest nieistotna lub wręcz niezauważalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz