O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

niedziela, 13 grudnia 2009

Co z tą deltą

Na początek jeszcze raz przypomnę, że to, co piszę, nie ma charakteru kategorycznych stwierdzeń, a jest raczej zapisem mych rozmyślań i spostrzeżeń bluesowych. Dziś myślę i widzę to tak, jutro być może spojrzę na dany fakt z drugiej strony, dowiem się czegoś innego i zmienię zdanie. Właściwie to nawet chciałbym, bo to zapewne byłby rozwój.

No więc co z tą deltą. Powszechnie i w dużym skrócie przyjmuje się, że delta Mississippi jest kolebką bluesa. Do tego uogólnienia odnosi się Elijah Wald nawet tytułem ksiażki: Escaping the delta. Escape to w najprostrzym tłumaczeniu ucieczka, ewentualnie porzucenie, odrzucenie. I takie użycie słowa tu chyba najlepiej pasuje. Porzucenie delty. Czyli co? – można zapytać – blues nie począł się w delcie? No a jak nie w delcie, to generalnie na południu. Czemu zatem tak czepiamy się tej delty? Ano dlatego, że znana nam historia bluesa kształtowana jest przez białych, dla których te, a nie inne wątki są ważne. Poza tym łatwiej opowiedzieć historię bluesa, gdy mamy wyraźne tropy, a tak jest w przypadku delty. Zatem historia bluesa z delty zaczyna się gdzieś w połowie lat 60., jak się uprzeć 50. Dla białych, zarówno Brytyjczyków, jak i Amerykanów (w rodzaju Bloomfielda, Butterfielda czy Johna Hammonda), najważniejszą postacią bluesa był Muddy Waters. Był królem elektrycznego bluesa i pochodził właśnie z delty. Dodajmy jeszcze Sonnego Boya Williamsona II czy Howlin’ Wolfa. Ba! Dochodzi legendarny Robert Johnson. To w zasadzie wystarcza, by początków szukać w delcie. Ten link rzutuje także na próby definiowania bluesa z delty.

Można spotkać się ze stwierdzeniem, że cechą charakterystyczną bluesa z delty (poza tym, że jest przodkiem bluesa chicagowskiego) jest perkusyjny charakter i niższy śpiew (patrz choćby głupawa definicja na polskiej wikipedii). To się zgadza, gdy zawężamy deltę do jednego wątku, który od Watersa i Johnsona prowadzi do Sona House’a i przede wszystkim Charliego Pattona, którego wytwórnia Yazoo okrzyknęła twórcą bluesa z delty (tytuł płyty Founder of the delta blues). Ale do bluesa z delty zalicza się również Skipa Jamesa. Nastrojem i klimatem, a po części także stylem, jest on bliższy Blind Lemonowi Jeffersonowi niż Pattonowi. Jeszcze bardziej odległy od tego schematu jest mistrz fingerpickingu Mississippi John Hurt. Dodajmy, że Hurt nagrywał po raz pierwszy w 1928 roku (według wytwórni Document nawet w 1927), gdy tymczasem Patton wystartował rok później. Cała ta próba jednoznacznego definiowania delty musi być uproszczeniem.

No i przypomnijmy rzecz niby znaną, a zapomnianą. Pierwsi popularni soliści nie pochodzili z delty. Pete Welding we wkładce do płyty Blind Lemona mówi, że najpopularniejszymi i najbardziej wpływowymi muzykami lat 20. byli Blind Lemon Jefferson i Lonnie Johnson, którzy przetarli ścieżkę późniejszym gwiazdom w rodzaju Broonzego czy Leroy’a Carra. Ciekawe, że niewielu gitarzystów drugiego pokolenia z delty powoływało się na Pattona, za to Waters i Johnson korzystali z dorobku Sona House’a, który w latach 20. zarejestrował zaledwie sześć nagrań.

Historia bluesa doprawdy nie jest prosta, za to bardzo romantyczna. Właściwie są dwie historie bluesa. Ja zaś mam coraz większą ochotę napisać kilkustronnicową historię bluesa, tak jak ja ją widzę. Tylko czy warto… :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz