O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

sobota, 11 listopada 2006

Joe B. - ciąg dalszy

Kolejna ciekawa kwestia. Przy nowym albumie JB pracował producent Kevin Shirley, który produkował płyty między innymi dla Black Crowes, Aerosmith i Satrianiego. Facet wie o bluesie tyle, ile każdy przeciętny fan rocka. Joe był jego zwyczajnym, kolejnym klientem. Shirley miał własne zdanie na temat tego, jak ma wyglądać nowy album. To on odrzucił jedne kompozycje, a zaakceptował drugie. On zebrał zespół, zatrudnił wokalistę. Goście wcześniej się nawet nie znali.

Tak naprawdę zatem Bonamassa stał się jednym z wielu trybów maszynki. Płyta mogłaby się nazywać Kevin Shirley featurning Joe Bonamassa. On właśnie jako producent zachęcał gitarzystę, by trochę poeksperymentował (cały czas opieram się na artykule w „Blues Revue”). Tyle że Shirley jako rockman... Całe eksperymentatorstwo na jakie go stać, to sięganie po rocka, wąskie horyzonty muzyczne. Bonamassa ma podobny problem. I think the biggest problem with the blues now is there is lack of people doing something different with it. [...] A lot of new blues records sound really „safe” for me. I think it's great to burst the boundaries, do dare to be different. He, he! Tylko że odwaga owego buntownika kończy się na sięganiu do starego rocka. W gruncie rzeczy gra tak samo „inaczej”, jak się grało 30 lat temu. Niech sięgnie po muzykę hawajską, po reggae, po hip hop, po sampler, po fado, niech przede wszystkim ma odwagę wyłączyć rozkręcony na maxa wzmacniacz, bo tak to zwyczajnie wciska ludziom kity, mówiąc o nowatorstwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz