Dostałem dwie płyty Harrego Manxa. Niezmiernie się ucieszyłem. Brakowało mi East Meets West, więc teraz mam komplet.
Każdy artysta ma punkt szczytowy swej twórczości, taki climax. Harry Manx osiągnął go właśnie na West Eats Meet (dopiero teraz przyjrzałem się temu dziwnemu tytułowi). Manx w swej muzyce próbuje łączyć dwa odmienne światy. We wkładce do ostatniej płytki Mantras For Madmen Jest takie zdanie: Tak jak to widzę, blues jest jak Ziemia, muzyka hinduska jak Niebiosa. Znaleźć równowagę między nimi – to jest to, co robię. Na pierwszych dwóch płytach czuło się wyraźny dystans między niebem a ziemią. Nie miałem wątpliwości, w którym miejscu Manx sięga do tradycji Zachodu, a w której do Wschodu. Na West Eats Meet integracja jest najsilniejsza, najpełniejsza. Pewnie, że można znaleźć tematy silniej nasycone bluesem lub mniej. W ogóle z purystycznego punktu widzenia mamy do czynienia z muzyką folkową. Ale to dla mnie nie ma znaczenia.
W większości utworów stajemy twarzą w twarz z muzyką, której nie potrafimy sklasyfikować kulturowo. Często względnie hinduska pulsacja podszyta jest bluesowym groove'm. Czy to poprzednie zdanie jest przejrzyste? Raczej nie, ale staram się zwerbalizować ową manxową dwuznaczność muzyczną. Cudowne, że mamy tak oryginalnych myzyków. To jest muzyczny postmodernizm na całego!
Manx jest po prostu mistrzem. Przy tym jest doskonałym przykładem bluesowej alternatywy.
A propos alternatywy – w marcu do Czech przyjeżdża do Czech Otis Taylor! Trzeba by jakiegoś blues busa wykombinować ;)
No i dobrze, że znów w audycji będzie Harry Manx :)
OdpowiedzUsuń