O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

poniedziałek, 25 grudnia 2006

Świąteczne porządki

Święta, święta!

A przed świętami trzeba było zmierzyć się z porządkami, sprzątaniem mieszkania. Lubię to i często włączam sobie wtedy muzyczkę. Blues nadaje się do tego świetnie. Zapominamy o tym, ale przecież blues to muzyka ludzi pracy, zrodziła się z pracy, była jej estetycznym i emocjonalnym uzupełnieniem. Rytm bluesa wiele zawdzięcza work songom, ale bluesmani mimowolnie inspirowani byli rytmem cywilizacji przemysłowej, stukotem maszyn, miarowym oddechem pociągu, tego typu odgłosami. No i jakoś przełożyli to na swoje dźwięki.

DSC_0538_1.jpg

Nie ma formy muzycznej, która potrafiłaby mieć intensywniejszą niż blues, naturalnie tworzoną motorykę. Rytm serca i rytm maszyny zlał się w jedno. Stąd pulsacja bluesa jest przeciwieństwem czysto mechanistycznego beatu pop-techno. Ale odbiegłem od tematu. 

Pamiętam, że kiedyś świąteczne porządki, szczególnie bieganie ze szmatką, idealnie uzupełniał mi Hooker. John Lee Hooker, bo Earl jeszcze nie zagościł w mej świadomości :).

Ale szukałem tym razem czegoś ze świąteczną nutą. Dobrze sprawdził się B. B. King – moja ulubiona płyta Blues On The Bayou z cudną istrumentalną miniaturką na początek (Blues Boy Tune). Zresztą B. B. ma w sobie coś słodkiego. Ten jego promienny uśmiech słychać również w muzyce.

Doskonale pracowało mi się przy koncercie Luthera Allisona Live '89Let's Try It Again. Znów kluczem okazał się pierwszy utwór Serious za znakomitą oszczędną partią instrumentów klawiszowych. Ta płyta jest względnie mało gitarowa, pokazująca soulowo-bluesowe oblicze Luthera.

Za to pomyłką okazała się Renee Austin. Jej momentami ostry głos po prostu mnie drażnił. Co innego Michelle Willson. Skoczne, zachodnie granie przemieszane z jazzowymi smaczkami i jej ciepły głos. Bajka! Na koniec odkryłem akustyczny album Blues Company. To Był strzał w dziesiątkę. Miłe melodie, stonowany głos, bo to już nie był album do „szorowania mebli” w pocie czoła :) Ba! Nawet znalazł się tu kawałek Christmas Eve, nieco smutny, acz milutki - w sam raz do ubierania choinki.

Wesołych Świąt raz jeszcze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz