O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

czwartek, 21 grudnia 2006

Na jesienną słotę

Szpetota jesieni zmusza do szukania poprawiaczy humoru. Mogą to być czekoladki, może to być odmóżdżające kino, ale czemu by nie poszukać jakiejś optymistycznej dawki dźwięków.

Co decyduje o tym, że odbieram muzykę jako optymistyczną? Ważne jest wszystko. Nie trzeba tłumaczyć, że wymalowani metalowcy prężący się do obiektywu i morderczo miętolący gitarki nastroju mi nie poprawią. Chyba że rozśmieszą, co jest wielce prawdopodobne, ale skuteczne tylko chwilowo. W moim przypadku obok aranżu, brzmienia instrumentów ważna jest barwa głosu wokalistki/wokalisty. Właśnie karmię się śpiewem Marcii Ball – nienajnowszą płytą Presumed Innocent. Jaki jest jej głos, że robi się cieplej? To raczej nie jest jakiś intensywny erotyzm. Być może to pewna bezpośrednia forma przekazu, bez pełnej artyzmu wypracowanej formuły. Być może Marcia posiada dar naturalności, a dodatkowo obdarzona została takim, a nie innym aparatem głosowym, który potrafi wykorzystać ku pokrzepieniu serc.

Innym ewidentnym przykładem jest twórczość Harrego Manxa. On też został sowicie „obdarzony”. Pełen wewnętrznego spokoju sposób śpiewania w połączeniu z fenomenalnym brzmieniem gitary lap steel czy owej niezwykłej veeny daje cudowne rezultaty!

Tak, te wschodnie instrumenty mają coś... Dajmy na to oud. Cudownie się go słucha, gdy gra Anouar Brahem. U niego oud jest niemal mistyczny. Nieco bardziej zmysłowy jest u Rabiha Abou-Khalila, który jest doskonały na każdą porę roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz