O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

środa, 31 stycznia 2007

Wynonie Harris - perły z lamusa?

Ależ on miał głos! Głosisko!

Shouter - doskonałe określenie. W jego gardle działy się jakieś dziwne rzeczy. Powiedzieć, że miał chrypkę, to jakby powiedzieć, że SRV był gitarzystą. wynonie_harris.jpgMiał chrypkę idealną. Nie monstrualną jak Howlin' Wolf, ale też nie tak subtelną jak Vinson. No i ile radości w jumpach Harrisa. Wcale się nie dziwię, że mógł stawać w szranki z T-Bone'm. Pewnie by go powalił, gdyby nie gitara i taniec Walkera. Mnóstwo jego tematów jest grana rytmem shuffle jak T-Bone Shuffle.

Chce się tańczyć.

Ubolewam, że w Polsce ludzie mają problem z tanecznością bluesa. Jakby to było coś wstydliwego. Tak to odczuwam, gdy widzę brak reakcji, gdy puszczam na przykład Sugar Ray'a. Przy morderczych gitarach to można skakać, ale przy naprawdę wesołych, żwawych kompozycjach to wstyd, bo jeszcze posądzą o miłość do disco polo.

Blues – siedzieć i słuchać!? Basta.

Ależ mnie zachwyca Good Morning Judge! Co za POWER...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz