O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

wtorek, 1 kwietnia 2008

Historia bluesa w pigułce

Ponieważ Mieszko na razie zrezygnował ze swego kącika na FTB, przeniosłem jego tekst (pod którym absolutnie się nie podpisuję, uważam, że jest stekiem absurdalnych stereotypów i basta!) tutaj.

Witam!

Na początek mojej przygody z działem Strefa Słowa postanowiłem pokrótce opisać historię bluesa bez zbędnego akademizmu  i przekłamań.

Blues składa się z dwunastu taktów i trzech akordów. Wykroczenie poza ten schemat uważane jest przez wielu znawców tematu za niedopuszczalne i równoznaczne z zaprzestaniem grania bluesa. Inną nazwą bluesa używaną do dziś jest dwunastotaktowiec. Typowym metrum, w którym grany jest blues, jest metrum cztery czwarte, stąd nazwa czterometrowiec. Całkiem zasadne będzie też nazywać bluesa trzyakordowcem.

Według wielu źródeł korzenie bluesa sięgają połowy XIX wieku. W tamtych czasach na południu Stanów Zjednoczonych dominowały olbrzymie plantacje, w których główną siłą roboczą byli Murzyni z Afryki, popularnie zwani niewolnikami. Nie mieli powodów do radości, więc śpiewali smutne, nieszczęśliwe piosenki, które wkrótce zaczęto nazywać bluesem. Religijna odmiana bluesa śpiewana w chórze nazywana bywa gospel. Blues, który powstał z muzyki country, nazywa się country bluesem. Dziś jednak grany jest jedynie przez garstkę purystów, wykorzystujących prymitywne instrumenty, takie jak gitara akustyczna. Charakterystyczną cechą country bluesa była archaiczna technika gry, często bez wykorzystywania kostki. Ponieważ nikt już w latach 60. nie chciał takiej muzyki słuchać, grali ją tylko starzy Murzyni na wiejskich podwórkach. Śpiewali niestety niewyraźnie, bo nie mieli wielu zębów. Nie mogli grać szybko, więc grali wolno i żałośnie.

Blues powstał w Mississippi (Stany Zjednoczone), ale po wojnie Muddy Waters przeprowadził się do Chicago i stworzył chicagowskiego bluesa. Grał z nim również Little Walter, który był harmonijkarzem. Od tego czasu harmonijka stała się jednym z najpopularniejszych instrumentów bluesowych. Również dlatego, że ma tylko 10 otworków, stąd tak łatwo na nim grać, a przecież niestety prymitywnie bluesmani byli analfabetami muzycznymi. Ostatnim chicagowskim bluesmanem był Luther Allison, ale zmarł.

Era nowoczesnego bluesa rozpoczyna się w latach 60. wówczas zaczęli go wykonywać Anglicy, lepiej wykształceni muzycznie i technicznie, wiedzieli, jak go grać, by przemówić do młodego pokolenia słuchaczy. Pierwszymi znaczącymi przedstawicielami współczesnego bluesa są John Mayall i Eric Clapton (zwany popularnie Bogiem Gitary), natomiast najważniejsze zespoły (a blues to wyłącznie muzyka zespołowa) to Led Zeppelin, Ten Years After, Deep Purple, Free i Cream. Bluesowy boom w Anglii odbił się szeroką czkawką w Stanach, szczególnie na Południu, miejscu idealnym dla bluesa. To tam działali tacy pionierzy elektrycznych brzmień jak The Allman Brothers Band, Lynyrd Skynyrd i Molly Hatchet. Niedługo potem wynaleziono boogie. Tu chciałbym wspomnieć tylko dwóch gigantów – ZZ Top i Canned Heat. O mały włos zapomniałbym o najważniejszym bluesmanie, ale to dlatego że jedną nogą stał w USA, drugą w GB (złośliwi mówią, że dzięki temu mógł bezkarnie sikać do Atlantyku) – jego imię i nazwisko to: Jimi Hendrix, rewolucjonista, wizjoner, cudotwórca i geniusz w jednej osobie. Sądzę, że poświęcę mu oddzielny wpis, bo osobiście uważam, że prawdziwy poważny blues zaczyna się od niego.

Od przełomu lat 60. i 70. – złotego okresu bluesa – muzyka ta uległa niewielkiej przemianie. Niestety nie pojawiło się zbyt wielu innowatorów, ale w latach 80. objawiła się na firmamencie jedna supernowa – Stevie Ray Vaughan. Jego genialność przypomina Jimiego Hendriksa – podobnie jak on nosił kapelusz, dzięki któremu miał same fantastyczne pomyły (żartuję nieco, jasne). Niestety zdarzył mu się jeden niewypał – wsiadł nie do tego samolotu i rozbił się o skały.

A jak wygląda blues w XXI wieku? Sądzę, że ma się dobrze. Grany jest coraz lepiej i dynamiczniej, co przypomina, jak daleką drogę przeszedł – metamorfoza z pieśni niewolników do pieśni prawdziwych mężczyzn.

Blues jest moją ukochaną muzyką, więc w mojej zakładce będę ją wam przybliżał. Będę też walczył z ciasnym pojmowaniem bluesa.

Dam czadu!!!!....
Mieszko Pol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz