Szukałem kogoś o głosie przypominającym T-Bone'a z jego pierwszych nagrań (lata 20.). Sięgnąłem po Scrapper Blackwella. To nie to. Scrapper był wtedy bardziej miejski niż Walker. Pasuje mi tu angielskie słowo sophisticated - delikatniejszy głos, bardziej śpiewny, subtelne wibrato – elegancik :)
A potem przyszła kolej na Blind Lemon Jeffersona. Dawno go nie słuchałem. Ależ te nagrania mają moc! Jestem bezradny. Nie wiem, co napisać, by uchwycić to, co mnie poruszyło w jego muzyce. Zwykle w encyklopedycznych ujęciach podkreśla się wybitną grę Blind Lemona – pionier „single note”, niezwykła rytmiczność i tak dalej. Mnie jednak uderzyło coś w jego głosie, coś archetypicznego, sięgającego głębin serca.
Kiedyś ktoś ładnie opisał grę Davisa. Frazy grane przez niego na trąbce kończą się nie wiadomo kiedy. Zanikają, a mamy wrażenie, że trwają. Podobnie jest ze śpiewem Jeffersona. Jego „smętna” fraza, wers, kończy się, a jakimś wewnętrznym uchem duszy, zmysłem odpowiedzialnym za emocje, nadal go słyszę. Płynie w żyłach. W tym czasie Lemon śpiewa już następny wers, a we mnie wciąż jeszcze żyją i płaczą jego poprzednie słowa.
Dotarłem do mego ulubionego bluesa Broke And Hungry. Rzadko doznaję tak fizycznego sciśnięcia gardła, jak podczas słuchania Blind Lemona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz