O mnie

Moje zdjęcie
Niektórzy sądzą, że o muzyce nie ma sensu pisać. Ja jednak będę się beztrosko upierał, że można. Mam nadzieję, że moje subiektywne teksty zaciekawią choć garstkę sympatyków bluesa, zainspirują do rekapitulacji swoich poglądów, do posłuchania jakiejś płyty, sięgnięcia po dany artykuł, książkę albo do odwiedzenia danej strony internetowej. Miłej lektury! Pozdrawiam Sławek Turkowski

niedziela, 13 stycznia 2008

Ronnie - Hope Radio

Nowa płyta Ronniego Earla to zawsze wydarzenie. Tytuł i okładka daje dość jasną wskazówkę. W środku widzę zabawną reprodukcję malowidła Lamara Sorrento. Ronnie słucha starego radia z gitarą podpiętą pod wzmacniacz, a w oknie widać antenę nadawczą. Tak, radio w tamtych czasach, pewnie wczesne lata 60., posiadało magiczną moc. Dziś też ma, tylko siła oddziaływania, zakres jest zgoła undergroundowy. Wątpię, by dziś ktoś słuchał Ronniego z gitarą podpiętą pod cokolwiek, próbując grać wraz z nim. Nie ma co ukrywać, że miałby trudniej niż Earl.

re_picture.jpgMateriał na płytę został zarejestrowany na żywo w studiu, stąd pod koniec pobrzmiewają szczere choć skromne brawa (trudno mówić o owacji w przypadku kilku czy kilkunastu osób). Będzie też dvd z tym materiałem.

No to jedziemy. Eddie’s Gospel Groove jest doskonały na początek: dynamiczny, gęsty riff, perfekcyjna pulsacja rytmiczna, nieco funkowa zadziorność. W muzycznej przestrzeni Dave Limina rozlewa mnóstwo hammonda, więcej go tu niż na oryginale (pierwotnie ten temat otwierał doskonałą płytę Language of Soul). Ymm… jak cudnie śpiewa tu gitara Earla!

Następny Bobby’s Bop to typowe shuffle à la Ronnie – on jest mistrzem oddechu. Zostawia dużo czasu na wybrzmienie szarpniętych strun, tak by dźwięki na dobre zadomowiły się w uchu. To ewidentnie szkoła Granta Greena czy Burrella. Numery takie jak ten to miód na moje uszy. Pięknie obnażył swą wrażliwość jeszcze niezbyt znany mi Dave Limina. Może się mylę, ale ten utwór mógłby być hołdem dla Roberta Lockwooda, któremu Earl dedykuje album.

Blues For The West Side – tytuł w połączeniu z pierwszymi nutami wszystko wyjaśnia. To dla odmiany „tribute” dla gitarzystów z zachodniej strony Chicago – Magic Sama i Otisa Rusha przede wszystkim. Wolny, instrumentalny blues (jak cała płyta) pełen dosadnej emocjonalności, chicagowskiego żaru. Uuu… Ronnie skończył jedno solo! Chwila wyciszenia i zmienił brzmienie na perliste, diamentowe, oj… kocham te subtelne nutki, wymiękam… pieścimy, pieścimy, aż nagle czuje się, że za chwilę znów wybuchniemy, dynamika rośnie, znów wulkan wyrzuca lawę żaru!

Czas na I Am With You. Początek majestatyczny, charakterystyczny, pełen napięcia, oczekiwania – powrót Tytanów. Jest coś niezwykle wzruszającego w tym temacie: nikt nie śpiewa, a jakby łkał Sam McClaim, Bobby Bland czy Otis Redding! Hej! Nie mogę tak pisać o każdym numerze… O, znów słodkie solo na hammondzie?... Nie, tylko kilka dźwięków. Ejże, panie Virtuoso, daj pan pograć innym. Wiem, że to twój album, ale czuję, że pan Limina to niezły aparat! Oj, jak ten gitarzysta pięknie podciąga struny (5:25). Jest tu taki cichutki moment, gdy niemal wszyscy przestają grać, to jest doskonałość… zasłużone brawa…

re_hr.jpgA teraz dość zaskakujący numer Katrina Blues – grany solo na gitarze akustycznej, w duchu Lightnin’ Hopkinsa, podobne zamyślenie. Jak to się ładnie układa w portret wrażliwości naszego artysty. Ten krótki, trzy i półminutowy bluesik to perełka.

Wolf Dance – tu interpretacja tytułu również jest jasna. Temat jest wyraźnie inspirowany kompozycjami Howlin’ Wolfa, np. Smokestack Lightnin’. Gitara też sążnista, skwiercząca, siarczysta. Wreszcie przyszła pora na klawisze. Za czasów Bruce’a Katza było tego więcej. Teraz ku memu zaskoczeniu w jego rolę świetnie wcielił się „Madcat” Ward – na ogół basista. Ronnie – jak wielu jest gitarzystów, u których miłość do muzyki słychać tym mocniej, im subtelniej grają???

Kay My Dear – czy ja nie znam tego utworu? Bardzo liryczny, poetycki nastrój od samego początku. Poezja pisana kostką. Czy to tu jest lekko obecny duch Santany? Może Petera Greena? Lubię takie pastelowe pejzaże, impresyjne, przeradzające się stopniowo w wyznanie wiary, szukanie Boga, ekstazę.

Następny Blues For The Homeless jest nieco podobny stylistycznie. Powiedziałbym, że to pewne potknięcie w doborze repertuaru, choć utwór znakomity.

O! Po raz pierwszy Ronnie coś powiedział przed utworem – Beautiful Child. Napisał go po wyjściu z nałogu alkoholowego, kiedy wreszcie ujrzał rzeczywistość na trzeźwo i był zauroczony. Kompozycja jest zatem afirmacją świata, wyrazem upojenia. A jaka jest – delikatna, wyrażająca jakby onieśmielenie bogactwem, cudownie spokojna, ciepła, przytulna jak puchowa kołderka. Jeszcze sympatyczniejsza okazuje się, gdy czule gra na nam Dave Limina. Będę puszczał ten temat dziecku do kołyski. Nie ma tu żadnego ostrego dźwięku, a jednocześnie muzycy grają z tak niesłychanym namaszczeniem, zaangażowaniem, że jest to wciągające i otumaniające. Zresztą cudnie brzmi również delikatna perkusja (Lorne Entress) czy zmysłowy bas (Jim Mouradian).

Blues For Otis Rush to mocna rzecz, może najmocniejsza. Rozsadza uszy energią, gitara i hammond przeplatają się w orgiastycznym tańcu, z umęczonych strun Książe wyciska siódme poty, uch… niemal po czterech minutach daje odetchnąć. Tu dopiero słychać gościa – Nicka Adamsa – wspomagającego dyskretnie lidera swymi gitarowymi akordami. Ciekaw jestem, co czuje Otis Rush, słuchając tegoż utworu. Musi być wniebowzięty, musi być dumny. Momenty liryczne przeplatają się z dynamicznymi – zresztą jest to klasyczna metoda Earla – przyrąbać, a potem wyluzować lub odwrotnie.

No i mamy ostatni temat New Gospel Tune rozpoczynający się piękną fortepianową introdukcją. Lekki, radosny temacik z frywolną gitarką, bezpretensjonalny, pełen gracji. Oj, bardzo pogodnie kończy się to spotkanie z czarodziejem.

Na koniec jeszcze drobna uwaga. Album jest znakomity, a jednak miałem pewne uczucie deja vu. Nic dziwnego. Dla osób znających płyty pana E. nie będzie tu wielu niespodzianek: tematy 1, 4, 9 – album Language of Soul, 3 – Still River, 6 – I Feel Like Goin’ On, 7 – Now My Soul. Mamy zatem tylko pięć nowych utworów, załóżmy, że nowych. Ale i tak warto .  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz