Nawet tego nie rozumiem. Przykleił mi się kawałek T-Bone’a Don’t Give Me The Runaround. Gdybym jeszcze słuchał wczoraj czy tydzień temu Bone’a – rozumiałbym. Jednym przykleja się Jozin z Bazin, a mi Don’t Give Me… I czemu ten kawałek? Czy jest niezwykły? Jest! Jak dla mnie otwierający utwór pojedynczy akord wystarcza za niejedno solo. Wcale to jednak nie wyjaśnia, czemu ów temat nagle wypłynął z zatęchłych zakamarków pamięci i brzęczał tuż przy uchu. Wiadomo, jedynym lekarstwem na brzęczenie jest posłuchanie tegoż brzęczenia kilka razy naprawdę. Jak już włączyłem, to… zaczęło się.
Przypomniałem sobie zaniedbane założenie, by prezentować w co drugiej audycji nagrania Walkera. Są krótkie, więc niezbyt się powinny naprzykrzać tym, którzy ich nie lubią. (Są tacy???) Gdzie skończyliśmy? Nagrania z Imperiala, lata 50. Czas na Glamour Girl i Strollin’ With Bone. A potem dla porównania te swingowo-sinatrowe nagrania z Marlem Youngiem.
Może zacytuję fragment z mojego tekstu o Walterze dla „Twojego Bluesa”:
"Walker był bacznym obserwatorem sceny muzycznej. Wydany w 1949 roku Blues After Hours Craytona okazał się wielkim hitem. Odpowiedzią króla gitary był również instrumentalny Strollin’ With Bone, podczas którego artysta zwykł był grać z gitarą za głową, robiąc przy tym niemal szpagat (co widać na okładce wspomnianego albumu). Wówczas powstał także znany Glamour Girl, bigbandowo brzmiący (mimo niewielkiego składu) Travellin’ Blues i standard The Hustle Is On. We wszystkich wspomnianych nagraniach wykorzystano stały road band m.in. Jimmy Wynn i Eddie Davis. W czterech nagraniach Walker ponownie łączy swe siły z Marlem Youngiem. Przez chwilę czujemy zbytkowy blichtr świateł Broadwayu. Na szczęście gitara, pełna łatwo rozpoznawalnego nerwu, nie daje zapomnieć, po co słuchamy bluesmana. Z drugiej strony rzadko Bone gra tak jazzowo, płynnie jak w Too Lazy. W Look Me In The Eye udowadnia, że jest nie gorszym śpiewakiem niż Joe Williams, partner Counta Basiego". – „Twój Blues” nr 28/2007, s. 20
Właśnie słucham Strollin’ With Bone, co to za numer! A te breaki na dęciakach mają takiego kopa, takie jajo, he. Wyobrażam sobie, jak to musiało w 1950 roku bujać! Ba, buja i teraz. Glamour Girl jest z kolei takie jak wiele numerów z mojej ulubionej „czarnej” płyty.
Ale trzeba by puścić kilka numerów młodszych gitarzystów – Craytona, B. B. Kinga, Clarence’a Browna, Fulsona. Kurcze, to zmieni dość zasadniczo kształt audycji. Tyle starego grania, hm, kto to wytrzyma… Hm, ale przecież to piękne, wzruszające nagrania!
Takich magików, grających jak Walker, było już wówczas mnóstwo, nawet w drugiej połowie lat 40. się ich od razu namnożyło, tylko kto ich pamięta… weźmy Carla Hogana, gitarzystę Louisa Jordana, i ten słynny numer Ain’t That Just Like A Woman, który wyprzedza patenty Chucka Berry’ego o dekadę. Albo gitarzysta Charlesa Browna – Johnny Moore, albo kompletnie nieznany gitarzysta Roya Miltona – Johnny Rogers, który nagrał Junior Jumps w 1947 roku (zgrabny rock’n’rollowy kawałek). A ilu w ogóle nie nagrywało lub nigdy ich nie słyszałem?
Ej, czasy magii nie zginęły ze Śródziemiem. Magicy tylko czekają, by mi się pokazać. No a kto gra w The Hustle Is On solo na saksie, Wynn czy Davis? Ci, którzy znali odpowiedź, zmarli…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz